Tõnu Kaljuste Conductor
Tõnu Kaljuste Conductor
Ryan Ferreira - Electric Guitar
Matt Mitchell - Piano and Electronics
Release date: 25.08.2017
ECM 2579
1
HORA FELIZ(Tim Berne)
10:26
2
STINGRAY SHUFFLE(Tim Berne)
07:35
3
SIDESHOW(Tim Berne)
26:01
4
INCIDENTALS CONTACT(Tim Berne)
10:47
5
PRELUDE ONE [0:00-1:45] / SEQUEL TOO(Tim Berne, Matt Mitchell)
09:17
„Incidentals” to już czwarty album amerykańskiego alcisty Tima Berne’a wydany nakładem niemieckiej firmy ECM. Wszystkie zostały nagrane wraz z jego grupą Snakeoil i każdy z osobna stanowi dowód na to, że ta najsłynniejsza europejska jazzowa oficyna nadal jest bezkompromisowa i zdolna do repertuarowego ryzyka. Jeśli bowiem szukacie tu „najpiękniejszego brzmienia powyżej ciszy” to – owszem możecie je odnaleźć – ale głęboko ukryte w mocno awangardowej koncepcji muzycznej.
Najnowsze wcielenie Snakeoil jest bowiem bardzo zaawansowaną budowlą dźwiękową fundamentami sięgającą zespołów Juliusa Hemphilla – mentora i mistrza Berne’a. To tam znajdują się korzenie tej trudnej do nazwania tkanki muzycznej, sprawiającej wrażenie kolektywnej improwizacji, a w gruncie rzeczy starannie zaplanowanej i kontrolowanej z żelazną konsekwencją. Na tych fundamentach powstała jednak kunsztowna, ale wymagająca dużej koncentracji od słuchacza architektura muzyczna, w której swoje miejsce ma plastyczna brzmieniowo i melodycznie elektryczna gitara Ryana Ferreiry. Pianista Matt Mitchell dodaje tu, oprócz bardziej konwencjonalnych partii fortepianu, także znakomicie dobrane i intrygujące dźwięki elektroniczne. Ches Smith – jeden z najlepszych obecnie perkusistów na scenie amerykańskiej – nieustannie interferuje z pozostałymi instrumentami i wspiera tę konstrukcję na wielu poziomach.
Każda dobrze zaprojektowana budowla przyciąga wzrok efektowną fasadą – tu na plan pierwszy wysuwa się perfekcyjnie brzmieniowo dobrany duet altu lidera i klarnetów Oscara Noriegi. Matowy, szorstki, często eksplorujący krańcowe rejestry instrument Berne’a również brzmieniowo ma sporo do zawdzięczenia Hemphillowi. Zawsze jednak, kiedy lider oddaje się ekstatycznym szaleństwom, wrzeszczy i piszczy zmuszając swój alt do dzikich przedęć. Kiedy już wydaje się, że muzyka wymyka mu się z rąk – wtedy wkracza kojącym, pastelowym dźwiękiem klarnet i tonuje nastrój. Noriega jest tu muzykiem równie ważnym jak Berne. Bez niego cała ta misterna układanka runęłaby jak domek z kart.