top of page
John Abercrombie Quartet 39 steps.jpg

39 Steps, dzielące swój tytuł z filmem Alfreda Hitchcocka z 1935 roku, ma z obrazami mistrza suspensu niewiele wspólnego poza luźnymi zapożyczeniami przy nazywaniu kompozycji. Kwartet nie uwydatnia tu elementu zaskoczenia (co samo w sobie zaskoczeniem nie jest), ale skupia się na kreowaniu atmosfery — zazwyczaj subtelnej i balladowej, tylko okazjonalnie mocniej akcentując frazy („LST”), co składa się na nieśpiesznie kontemplacyjny album spowity gęstą mgłą w atmosferze tajemnicy („Spellbound”, „Shadow of a Doubt”), która nigdy ma nie zostać ujawniona — czyli odwrotnie niż u Hitchcocka. Mimo kolejnej zmiany w składzie grupy Johna Abercrombiego — saksofonistę Joego Lovano zastąpił Marc Copland na fortepianie — muzycy doskonale się rozumieją i równoważą, tworząc krążek współczesny i elegancki w post-bopowej tradycji, charakterologicznie puszczający jednak oko w stronę cool jazzu, choć wciąż mocno wpisujący się w ramy nowoczesnej szkoły ECM-u.

(http://soulbowl.pl)

Dew Gress - double bass

Release date: 20.09.2013
ECM 2334

1

VERTIGO(John Abercrombie)

06:23

2

LST(Marc Copland)

06:51

3

BACHARACH(John Abercrombie)

07:21

4

GREENSTREET(John Abercrombie)

06:15

5

AS IT STANDS(John Abercrombie)

04:08

6

SPELLBOUND(Marc Copland)

06:53

7

ANOTHER RALPH'S(John Abercrombie)

05:22

8

SHADOW OF A DOUBT(Marc Copland, Joey Baron, Drew Gress, John Abercrombie)

03:12

9

39 STEPS(John Abercrombie)

08:36

10

MELANCHOLY BABY(George A. Norton, Ernie Bernett)

04:37

Karierę amerykańskiego gitarzysty Johna Abercrombie śledzę od końca lat 70., kiedy wpadły mi w ręce jego płyty "Timeless" i "Sargasso Sea". Stanowczo za rzadko występuje w Polsce, ostatnio na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej. John Scofield powiedział o nim, że teraz gra lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Uważany za "Ornette’a Colemana gitary", Abercrombie nagrał czwartą już płytę ze swoim kwartetem. Tylko kontrabasistę Marca Johnsona zastąpił Thomas Morgan.

 

Nie zmienił się charakter muzyki gitarzysty, jest nadal nastrojowa, kontemplacyjna, skupiona na brzmieniu i wyrafinowanych harmoniach, momentami swobodna w improwizacjach, jak w "Line-Up". Album "Wait Till You See Her" otwiera "Sad Song", idealna na Zaduszki, kiedy piszę tę recenzję, ale także nastrajająca do refleksji w każdą porę, gdy tylko przyjdzie nam na to ochota. John Abercrombie znalazł idealnego kompana w skrzypku Marku Feldmanie, zadziornym i błyskotliwym, stale szukającym kontrastu dla gitary lidera. Również perkusista Joey Baron jest nieoceniony w tworzeniu twórczego napięcia. Ciekawy i różnorodny album.

 

Marek Dusza
ECM/UNIVERSAL MUSIC


Wystarczyłoby w zasadzie jedno stwierdzenie: piękna płyta. Dojrzała, wyważona, subtelna, świetnie zagrana i równie wspaniale zarejestrowana.

 

John Abercrombie zgromadził tu muzyków, którzy towarzyszyli mu podczas realizacji wcześniejszych projektów. Z Markiem Feldmanem współpracuje od czasu „Open Land”, wydanej w 1999 roku, jednak można zaryzykować stwierdzenie, że idea swoistego dialogu skrzypiec i gitary wykrystalizowała się trzy lata później, na płycie „Cat’n’Mouse”. Choć najnowsza płyta wydaje się bardziej refleksyjna i przesycona spokojem w konfrontacji z poprzednimi dokonaniami lidera, stanowi naturalną kontynuację tej stylistyki.

 

W melancholijny nastrój wprowadza słuchacza już pierwsza kompozycja o znamiennym tytule Sad Song. Bardzo nastrojowa, w balladowym tempie, definiuje w pewien sposób charakter całego krążka. Line Up, choć żywsza, stawia poprzeczkę trochę wyżej – tu improwizacje rozgrywają się na bardzo zaawansowanym poziomie, wymagając znacznie większego zaangażowania słuchacza. Trzecia z kolei to kompozycja tytułowa, autorstwa spółki Richard Rogers/Lorenz Hart, stanowi powrót do dynamiki pierwszego utworu, i wydaje się być utkana w równej mierze z ciszy, co dźwięków. Kontrastem jest dla niej utwór czwarty, Trio, zagrany w znacznie szybszym tempie, lecz jednocześnie utrzymany pod względem dynamiki w podobnie silnych ryzach. Jest to jednak jedyny, prócz przedostatniego, bardzo wirtuozerskiego Out of Towner, szybszy utwór, jaki znalazł się na krążku. Słuchając płyty, warto cierpliwie zaczekać na prawdziwą perełkę, jaką jest ostatnia kompozycja, Chic of Araby, przenosząca słuchacza w rejony Środkowego Wschodu, szczególną uwagę warto zwrócić na kunsztowną partię skrzypiec.

 

„Wait Till You See Her” to płyta zagrana z ogromnym szacunkiem dla tego, co w jazzie zostało powiedziane kilkadziesiąt lat temu, ale również tego, czym jazz żyje teraz. Abercrombie nadal prezentuje się jako muzyk poszukujący, otwarty na eksperymenty i śmiało spoglądający w przyszłość. Jego charakterystyczny, rozpoznawalny od pierwszego dźwięku, styl gry wspaniale komponuje się z barwą skrzypiec Marka Feldmana oraz pełną lekkości i powietrza grą perkusisty Joey’ego Barona. Lider nawiązuje z tymi instrumentalistami żywą konwersację, jaką znamy z wcześniejszych dokonań składu, wnosząc zarazem dużo świeżości w nieco zachowawcze środowisko gitarowego mainstreamu. Improwizacje, przesycone szacunkiem dla każdego wydobytego dźwięku, w wyrafinowany sposób uwodzą swoją subtelnością i delikatnością, wymagając jednocześnie dużej uwagi słuchacza. Warto jednak poświęcić czas na kilkukrotne przesłuchanie „Wait Till You See Her”. To naprawdę piękna płyta.

bottom of page