Tõnu Kaljuste Conductor
Tõnu Kaljuste Conductor
Kenny Wheeler - Flugelhorn
Release date: 01.02.1976
ECM 1069
1
HEYOKE(Kenny Wheeler)
21:49
2
SMATTER(Kenny Wheeler)
05:58
3
GNU SUITE(Kenny Wheeler)
12:49
Wheeler to kanadyjski trębacz, który po skończeniu The Royal Conservatory of Music (na kierunku kompozycji), przeniósł się do Londynu, gdzie udzielał się w różnych jazzowych składach. Przez pierwszych kilkanaście lat pozostawał niezbyt znanym muzykiem. Dopiero pod koniec lat 60. stał się ważną postacią europejskiej sceny wyzwolonego jazzu. Był członkiem m.in. Globe Unity Orchestra i Spontaneous Music Ensemble, a także jednorazowej grupy zorganizowanej na potrzeby wykonania freejazzowej kompozycji Krzysztofa Pendereckiego, "Actions". Współpracował również z amerykańskim saksofonistą Anthonym Braxtonem. Zaczął też wydawać płyty pod własnym nazwiskiem. Największym uznaniem do dziś cieszy się "Gnu High", jego debiut w wytwórni ECM. To także jedna z najbardziej uznanych płyt eceemowskiego jazzu. I wcale mnie to nie dziwi, gdyż album jest znakomity. Wystarczy spojrzeć na skład, by rozwiać wszelkie wątpliwości w kwestii jakości. Keith Jarrett, Dave Holland i Jack DeJohnette grali przecież z innym wspaniałym trębaczem, Milesem Davisem, w jego najbardziej twórczym okresie (a w każdym razie przez pewien fragment tego czasu), współpracowali też z wieloma innymi wybitnymi jazzmanami, a także z powodzeniem działali na własny rachunek. Największą sławą cieszył się Jarrett - zresztą zdobytą dzięki solowym płytom wydanym dla ECM - który w chwili nagrywania "Gnu High" praktycznie nie udzielał się już jako sideman. Dla Wheelera zrobił jednak wyjątek.
Longplay składa się z zaledwie trzech utworów, bez wyjątku skomponowanych przez lidera. Sam otwieracz, "Heyoke", trwa blisko dwadzieścia dwie minuty, co stanowi lekko ponad połowę całkowitej długości płyty. Drugą stronę winylowego wydania wypełniają zdecydowanie już krótsze nagrania, sześciominutowy "Smatter" oraz trzynastominutowy "Gnu Suite". Całość jest bardzo spójna, za sprawą subtelnego, nieśpiesznego charakteru. Kwartet tworzy tu dość melancholijny nastrój, jednak instrumentaliści grają całkiem dynamicznie, ani przez chwilę nie przynudzając. Brzmienie zostało zdominowane przede wszystkim przez skrzydłówkę i fortepian. Wheeler w każdym utworze proponuje znakomite tematy, które następnie rozwija w swoich błyskotliwych solówkach. Momentami w jego grze pobrzmiewają odległe echa freejazzowych doświadczeń, co jednak nie zakłóca klimatu. Również Jarrett prezentuje tu wiele wyrafinowanych solówek, podczas których skupia niemal całą uwagę słuchacza na sobie. Zresztą w środkowej części "Heyoke" gra bez wsparcia pozostałych instrumentalistów. Holland i DeJohnette są na ogół na dalszym planie, jednak ich wkładu nie da się przecenić. Szczególnie basista gra w sposób dalece wykraczający poza rytmiczny akompaniament. Bardziej stonowane partie perkusisty doskonale pasują do tej stylistyki. Na uwagę niewątpliwie zasługuje doskonałe zgranie całego składu, co najlepiej chyba pokazuje najbardziej zwarty "Smatter". Jednak także w dwóch pozostałych nagraniach, bardziej zorientowanych na indywidualne popisy, wszyscy grają dokładnie tyle, ile potrzeba, zawsze we właściwych momentach.
"Gnu High" to właśnie ten album, dzięki któremu nieżyjący od kilku lat Kenny Wheeler zostanie zapamiętany. To jego kompozytorskie i wykonawcze dzieło życia. Nie bez znaczenia jest tu również idealny dobór pozostałych instrumentalistów. Słychać, że Wheeler, Jarrett, Holland i DeJohnette doskonale się rozumieli, a przy tym każdy z nich był - lub jest nadal - prawdziwym wirtuozem swojego instrumentu. I to wszystko procentuje na tym albumie.